Gra o tron. Recenzując drugi sezon Westerowskiego świata


Gra o tron rozpoczęła się i każdy dąży do tego aby zasiąść na żelaznym tronie. Może w sumie przesadzam, że każdy, ale większość chciała by aby Lanisterowie polegli. Dlatego też wojna zapanowała w Westeros i nikt nikogo nie będzie oszczędzał.

W królewskiej przystani nie dzieje się za dobrze, a to przecież dopiero początek. Jeffrey jest królem, któremu nie życzę dobrze, bo to potwór. Krzywdzi każdego i nie patrzy na to, że stał się tyranem. Zresztą czego można było się spodziewać jak takich ma się rodziców. Cersei sama stworzyła potwora i tylko do siebie powinna mieć żal, bo na wszystko pozwalała swojemu synkowi i w sumie nadal to robi. Gdyby ona była dobrym człowiekiem i nie knuła intryg, to wszystko inaczej by się potoczyło.


Jedynie Tyrion trzyma głowę na karku i mimo, że urodził się w tej dziwnej rodzinie to jest normalny i wierzę, że chociaż trochę zapanuje nam tym haosem jaki wyniknął po śmierci Neda Starka. To on myśli racjonalnie i stąpa twardo po tej brudnej ziemi. W sumie dlatego stał się tymczasowo namiestnikiem królewskim, ale to w sumie tylko przez to, że jego ojciec nie mógł pełnić tej funkcji, bo był zajęty bitwami, które toczy ze Starkiem.

Czas zająć się moim ulubionym rodem, którym są Starkowie. U nich zawsze coś musi się dziać i to niestety przykrych sytuacji. Robb zbiera armię aby uderzyć na Lanisterów i niestety czasem jest dobrze, a czasem tak nie do końca. Ludzie na którym się ufało zdradzili, inni polegli. Życie im niestety kładzie kłody pod nogi i do tego trzeba przywyknąć. Ale mimo młodego wieku dość dobrze sobie radzi jako król północy. W bitwach zwycięża, więc tylko pozazdrościć można jemu.

Muszę przyznać, że bardzo współczuję Starkównie, która jest przetrzymywana przez Lanisterów. Głupiutka trochę jest, ale mimo wszystko tej postaci bardzo współczuję. Mimo tego co przechodzi, to i tak stara się nie pokazywać po sobie co czuje. Oj niestety los nie będzie dla niej łaskawy przez jeszcze długi czas.

W końcu mogę coś wspomnieć o młodszych Starkach i tak Arya trafia do Harrenhall. Muszę przyznać, że trafiła ona do bardzo ponurego miejsca i musiała stawić czoła śmierci, która otaczała ją tam praktycznie codziennie. Cieszę się, że nie została stracona i przeżyła ten straszny okres w jej życiu. Chociaż szybko znalazła zajęcie i stała się podczaszym Tywina Lanistera i wie dzięki temu co się dzieje z jej rodziną. Muszę przyznać, że Arya przeżyje ich wszystkich i bardzo dobrze, bo jest to dla mnie bardzo ciekawa postać i jej przemiana w zabójczynie jest ciekawa i miło mi się ogląda z nią wątki.


Najmłodsi Starkowie, czyli Bran i Ricon zarządzają w Winterfell, ale niestety nie za długo, bo osoba, której się ufało zdradziła. Przez ten wątek znienawidziłam Greyjoyów. Jak Theon mógł tak postąpić i włożyć nóż w plecy osobom z którymi się wychował i które jego wychowały. Dobrze, że naszym Starkom udało się stamtąd zbiec i liczę, że życie będzie dla nich łaskawe, bo puki co na ich drodze same przykrości. Nie mogłam w tym wątku znieść śmierci Rodrika Cassel, który w brutalny sposób został zabity przez Theona. On był dla Starków jak ojciec i wychował on ich wszystkich. Jego śmierć niesamowicie mnie wstrząsnęła i ostrzegam była bardzo brutalna. Zresztą tylko takie śmierci pojawiają się w tym sezonie jak i w kolejnych.

Sojusze w tych czasach przecież są najważniejsze i dzięki temu poznajemy wiele ciekawych rodów. Pierwszym z nich są Baratheonowie, których w sumie poznaliśmy już w pierwszym sezonie.  Tam poznaliśmy Roberta, który był jeszcze królem, ale jak wiadomo zmarł zaszlachtowany przez dzika. Dodatkowo poznaliśmy już wcześniej jego najmłodszego brata Renleyego. Chociaż to dopiero teraz tego młodego człowieka poznajemy. Bardzo miła i pogodna postać i wielka szkoda, że został zabity przez swojego brata, a raczej przez jakby demona. Sama nie wiem co to było i chyba nie chce wiedzieć. Wierzę, że byłby dobrym królem i przy nim zapanował by pokój w Westeros, ale takie miękkie postacie niestety muszą ginąć. Co do ostatniej postaci, którą dopiero teraz poznajemy jest Stannis. Fanatyk religijny, który wierzy w moc światła. Przez swoją przeklętą doradczynie, Melisandre przestaje myśleć i wierzy przez nią w jakiegoś Pana Światła. Relacja pomiędzy tą dwójką jest dla mnie chora i nie pojmuje jak taki człowiek jak Stanis mógł tak nisko upaść. Ale w sumie nie ma co się dziwić Melisandre, to w pewnym stopniu wiedźma manipulująca na wszystkie sposoby i omamia biednych mężczyzn.

Kolejnym rodem, który poznamy to Tyrellowie. Jak dla mnie ciekawy ród, chociaż tak w pełni dobrze poznamy go trochę później. Puki co poznajemy rodzeństwo Lorasa oraz Margaery. Za wiele o nich nie powiem, bo tylko kilka razy widziałam ich na ekranie i wiem tyle, że Renly Baratheon wziął Margaery za żonę. Chociaż on to raczej kochał jej brata. Ale niestety ten wątek szybko się skończył, bo przecież nastąpiła śmierć Renleyego. Tak też Margaery jako młoda wdowa musi załatwić sobie nowego męża i sojusz zapanował między jej rodziną, a Lanisterami.

Wątek za murem jest świetny i wyprawa po tym śnieżnym pustkowiu jest niesamowicie ciekawa. Wszystko co tam się dzieje zapiera dech w piersiach. Zresztą jak wspomniałam w poprzedniej recenzji wątek z Jonem Snow jest bardzo istotny i pokazuje o zbliżającej się wielkiej wojnie. To tutaj też poznajemy dzikich. Całe te plemię i z tym związane wątki są ciekawe i to przez nie w dużej mierze oglądam ten serial. To tutaj też więcej scen jest z Innymi, którzy w pewnym kierunku zmierzają i zbierają swoje żniwa.

Przenosimy się również tutaj do Qarth, do najbogatszego miasta w Essos, gdzie przez pewien czas zamieszka tutaj Deanerys wraz ze swoimi ludźmi i smokami. Niestety trafiła na prawdę dziwnych ludzi, którzy nie mieli względem jej dobrych zamiarów. Tak też ukradziono dla niej smoki. Wiadomo wszystko dobrze się skończyło i uciekła z tego przeklętego miejsca.

Chociaż muszę przyznać, że miejsce to było piękne i chciałabym je kiedyś zwiedzić.

Muszę przyznać, że sezon ten coraz bardziej się rozkręca i poznajemy to coraz ciekawsze postacie i zdaję sobie sprawę, że powinnam coś więcej wspomnieć o większości postaci, ale nie mam pojęcia co na ich temat powiedzieć. Dużo ważnych wątków tutaj się dzieje, ale nie będę wam przecież spojlerować aż tak doszczętnie. Wiadomo jest dość sporo wojen i tej brutalności dochodzi. Ale ten serial już tak ma i do tego trzeba przywyknąć.

Sceny batalistyczne są tutaj niesamowicie wciągające i dopracowane na ostatni guzik i widać to na każdym kroku. Jak dla mnie najlepszą bitwą była bitwa nad czarnym nurtem, gdzie to walczyli Lanisterowie z Stanisem Baratheonem. Niesamowita bitwa, przy której poznajemy siłę dzikiego ognia. Muszę przyznać, że już tutaj widać jak bitwy są dopracowane, a to dopiero początek jest

Komentarze